Baśń napisana na nowo i fajerwerki na Bulwarach. Folkowy bajko-rap „Kwiat paproci” - pisze Magdalena Mach

Baśń napisana na nowo i fajerwerki na Bulwarach. Folkowy bajko-rap „Kwiat paproci” - pisze Magdalena Mach



Literacką formę tej dobrze znanej magicznej baśni z morałem, nadał Ignacy Kraszewski. Na podstawie tej wersji Michał Szymaniak stworzył rodzaj folkowego bajko-rapu, czyli spisał opowieść prostymi rymami i uwspółcześnił licznymi odniesieniami do popkultury. Łatwe w odbiorze widowisko plenerowe zostało okraszone współczesno-ludowym tańcem, efektami multimedialnymi, a wreszcie spektakularnym pokazem fajerwerków - to nie mogło się nie podobać!

Na uroczysty finał festiwalu Trans/Misje, który odbył się w piątek na scenie na Bulwarach, organizator - Teatr im. W. Siemaszkowej w Rzeszowie - zamówił widowisko plenerowe u pary młodych twórców, którzy już wcześniej współpracowali z tym teatrem: Michał Szymaniak napisał scenariusz spektaklu, a za reżyserię zabrała się Martyna Łyko. Wzięli na warsztat znaną baśń „Kwiat paproci”, uznając, że jej przekaz jest jasny i uniwersalny dla wszystkich narodowości, zaangażowanych w Festiwal Tans/Misje.

Częstochowskie rymy w tekście, które początkowo aż rażą banałem, zaczynają po prostu bawić, kiedy widz powoli wchodzi w konwencję, zaproponowaną przez twórców widowiska (główny bohater, Jacuś, życzy sobie na przykład lotu helikopterem, za sterem ze Schwarzeneggerem - nic więc dziwnego, że chór komentuje: „rok mija, a Jacusiowi odbija”).

Te proste rymowanki z jednej strony prowadzą do skojarzeń z prymitywnością tekstu, właściwą amatorskim utworom ludowym, a z drugiej - do twórczości rodzimych raperów, lub twórców disco-polo (które nazywane jest zresztą współczesnym folklorem). W efekcie równie dobrze wybrzmiewały na scenie na tle pulsującej bitem współczesnej muzyki, co na tle folkowych śpiewów i tańców.

Proste rymy nadały również tej scenicznej opowieści niezmienny rytm, który dynamizowały jedynie nawiązujące do ludowego tańca i śpiewu wstawki w wykonaniu połączonych sił tancerzy dwóch rzeszowskich zespołów: teatru tańca O.de.la i rzeszowskiego Zespołu Pieśni i Tańca Rudki.

W uwspółcześnionej przez Michała Szymaniaka i Martynę Łyko wersji „Kwiatu paproci” Jacuś, wiejski chłopak, wygląda jak zwykły nastoletni miłośnik hip-hopu, ale tak samo jak pierwowzór - postanawia odnaleźć legendarny kwiat paproci, mityczny klucz do bogactwa i szczęścia, który kwitnie tylko w Noc Świętojańską. Przedziera się przez magiczny, nieustannie zmieniający się las, który oglądamy na projekcji video wyświetlanej na tylnej ścianie sceny.

Sukces przychodzi za trzecią próbą - i dokładnie w momencie, kiedy kwiat paproci wizualizuje się Jacusiowi na ekranie jako ludzka postać cała ze złota, widzowie cieszą się spektakularnym pokazem fajerwerków, wybuchających wprost nad ich głowami.
Magia zaczyna działać. Jacuś jada homary, pije szampana ze złotem, kupuje wyspę, jeździ ferrari i nosi garnitury Dolce&Gabbana. Zaczyna jednak tęsknić za rodziną, odwiedza dwukrotnie swój dom i widzi schorowanych rodziców oraz zabiedzone rodzeństwo, sięga więc do kieszeni po banknoty, ale matka podejrzewa, że ten elegancki człowiek chce jej zaoferować…„chwilówkę”. Chór przypomina warunek postawiony przez kwiat paproci: jeśli tylko Jacuś podzieli się swoim bogactwem - jego dobra passa zniknie. Więc chłopak… rezygnuje i wraca na swoją wyspę (czy nie brzmi to wymownie w czasach fali emigracji młodych ludzi?). Podczas trzeciej takiej wizyty dowiaduje się jednak, że wszyscy jego bliscy już nie żyją. Pogrążony w żalu krzyczy, żeby ziemia go pochłonęła i tak się dzieje. Jednak kwiat paproci wcześniej opuszcza jego ciało - i w przeciwieństwie do finału bajki Kraszewskiego - wciąż można go odnaleźć.

I choć to multimedialny bajko-rap, ubrany w efektowne projekcje video (autorstwa Anastasii Vorobiovej), fajerwerki i współczesno-ludowe układy taneczne (nad choreografią czuwał Tobiasz Sebastian Berg), to przesłanie pozostaje takie samo: pieniądze szczęścia nie dają, nie można za nie kupić ani miłości, ani spokojnego sumienia.

Takie przesłanie we współczesnej oprawie wybrzmiewa jak ostrzeżenie przed otaczającym nas galopującym konsumpcjonizmem i towarzyszącą mu pogonią za pieniądzem, która sprawia, że ludzie gubią często po drodze to, co naprawdę w życiu ważne.

Nieskomplikowany w odbiorze i bardzo atrakcyjny wizualnie spektakl nie mógł się nie spodobać tak małym jak i dorosłym widzom, którzy przyszli na Bulwary, by obejrzeć ostatnią prezentację w ramach pierwszej edycji Festiwalu Trans/Misje. Dobry koniec i początek…

Magdalena Mach
„Gazeta Wyborcza”

 

Międzynarodowy Festiwal Sztuk TRANS/MISJE zrealizowano dzięki wsparciu: