„Serce bez granic” w Szajna Galerii/ Wywiad z kardynałem A. Kozłowieckim

„Serce bez granic” w Szajna Galerii/ Wywiad z kardynałem A. Kozłowieckim



 

27.09.19/ godz. 11.00 oraz 28.09.19/ godz.16.00 zapraszamy na spektakl  „Serce bez granic” w reż. Sławomira Gaudyna, którego bohaterem jest jeden z najbardziej zasłużonych polskich misjonarzy, który w czasie wojny przeszedł przez piekło obozów koncentracyjnych, a po wyswobodzeniu zaczął pełnić posługę w Zambii.

 

Będzie to okazja by zobaczyć spektakl  w naszym teatrze, gdyż w październiku wyrusza w trasę do Cisnej, Głogowa Małopolskiego oraz Sandomierza.

O spektaklu

Drodzy widzowie! Przygotowaliśmy dla Was niespodziankę.

Pierwsze 10 osób, które w dniu 27.09.2019 w godz. 12.00-14.00 zadzwonią pod numer Działu Sprzedaży i Marketingu (17 853 22 52) będą mogły zakupić bilet na wybrany  spektakl „Serce bez granic” w cenie 5 zł!

 

 

Dobry hipopotam

z księdzem kardynałem Adamem Kozłowieckim SJ rozmawia Julia Lizurek

 

Julia Lizurek: W lutym 1998 Jan Paweł II wyniósł księdza do godności kardynalskiej, ale nigdy nie posiadał ksiądz prawa udziału w konklawe.

Ks. Adam Kozłowiecki: Ja sam, 87-letni młodzieniec, poczułem się jak hipopotam wezwany nagle do tańca w balecie w najsławniejszej operze świata. A ja nie wiem nawet jak ukłonić się publiczności! Kiedy wreszcie jakiś miły gest zrobiłem, cała publika wybuchła śmiechem, rzucając we mnie kwiatami, ale przeważnie zgniłymi pomidorami. No, ale dzięki Bogu wielu się ucieszyło, więc i ja z nimi.

Skąd się wzięły te pomidory?

Nazwiska innych kardynałów były dobrze znane, ale moje nie. Co to za jeden i za co? Wywąchali, że siedział w kryminale [KL Dachau, KL Auschwitz - J.L.], później wysłali go na Misję, wystrugali go na biskupa, ale zrezygnował i hucznie już celebrował Srebrny Jubileusz rezygnacji. Zainteresowali się takim typem, wskutek czego miałem osiemnaście wywiadów, większość do dwóch godzin. Zachrypłem i wróciłem na Misję.

Kiedy został ksiądz biskupem, okazało się, że oznacza to całą masę dodatkowych obowiązków.

Zamiast dbać o Kasisi, musiałem dbać o całą dzisiejszą archidiecezję. Trzeba było budować szkoły, szpitale, kościoły, seminarium – wszystko. Nie było ludzi, sprzętu, pieniędzy, dosłownie niczego. Zamiast szukać pięciu funtów na katechetę musiałem szukać setek funtów, które rozszarpywał żarłoczny gatunek misyjnych superiorów i proboszczów żądających nowych motocykli.

Miałem świetne kwalifikacje, by być biskupem: żadnego przygotowania i sześć lat kryminału.

Kiedy w 1964 Zambia stała się niepodległym państwem, zrezygnował ksiądz z urzędu. Jaki był tego powód? Zmęczenie?

Uznałem, że niepodległe państwo musi mieć swojego czarnego arcybiskupa. Nie uchylałem się od pracy, miałem świetne kontakty z władzami, z prezydentem Kaundą, ale chciałem, by zastąpił mnie miejscowy biskup. I po pięciu latach starań i ponagleń zastąpił mnie arcybiskup Emmanuel Milingo.

Czy będąc tam, przygląda się ksiądz reszcie świata? Jestem ciekawa, co ksiądz myśli o Polsce, gdy jest tak od niej oddalony. Jak ten obraz zmienił się, gdy odwiedził ksiądz pierwszy raz nasz kraj?

Przede wszystkim stwierdziłem, że to, co czytałem w prasie lub słuchałem z radia, jest bardzo jednostronnym obrazem sytuacji w ojczyźnie. Wyolbrzymia lub uogólnia to, co jest złe. Gdzie zresztą nie ma zła? Ale więcej jest jednak dobra i dobrych, o czym się ani nie pisze, ani nie mówi. Przypomina mi się, co nam nieraz mówił kardynał Suenens: „Jak pies kogoś ugryzie, to o tym nie będzie ani w gazecie, ani w radiu; ale niechby człowiek ugryzł psa, to o tym będzie pełno i w gazetach, i w radiu.” Kilka lat temu zdarzyło się to w Anglii. Nawet radio o tym gadało, bo właściciel tego biednego psa wziął sprawę do sądu. Nałożono temu draniowi grzywnę dwustu funtów i pozbawiono go prawa posiadania psa na trzy lata.

Dużo się pisze i gada o tym, co w Polsce jest złe, ale ja spotkałem tu wielu wspaniałych ludzi. Wyjechałem wtedy bardzo pocieszony. Widziałem nie tylko tłumy witające Ojca Świętego, ale i reakcje na jego nauki. Polska na pewno jest pod ostrzałem wrogich sił, ale łudzą się ci, co myślą, że Polskę zdobyli. Przypomina mi się też, co usłyszałem raz z ust Ojca Świętego: „mniejszość wrzaskliwa, większość milcząca.”

Ale w Afryce panuje chyba inna sytuacja. Trzeba krzyczeć, by zostać usłyszanym. Czy krzyk cierpienia jest tym najczęściej słyszanym?

Jak się jednemu pomoże, po wioskach rozchodzi się wiadomość, że na Misji jest dojna, ale niezbyt mądra krowa.

Wydoili ją do sucha. Zgrzytam zębami, ale czy można sobie powiedzieć: „mnie to nie obchodzi”? Ludzie tu są biedni, dzieci bardzo biedne. Bez opłaty nie są przyjmowane do szkoły ani nawet do kliniki w razie choroby lub rany.

Brudny chłopak miał ropiejącą ranę nad górną wargą i siedem wrzodów na nogach. Powiedziałem mu: „Idź do kliniki!” – „Nie mam pieniędzy.” Wściekłem się, ale przypomniałem sobie, że nauczyłem się czegoś na tych wakacjach, na które zaprosił mnie niejaki pan Adolf Hitler do Auschwitz i Dachau. Zabrałem chłopaka do siebie, rany i wrzody opatrzyłem po swojemu. Przychodził na zmianę opatrunku co drugi dzień.

Po wioskach rozeszła się wiadomość, że na Misji jest znachor, a może i czarownik, któremu się nie płaci, a nawet czasem coś da. Ludzie zaczęli się schodzić. Obecnie zabiera mi to godzinę, często nawet dwie.

Czy czas tam płynie inaczej z powodu trudności z przemieszczaniem się?

W całej archidiecezji mieliśmy sześć samochodów, więc jeździliśmy głównie rowerami, czasami był gdzieś motor. Było jak przed wojną: jak misjonarz pojechał na Misję, to spędzał tam często kilkanaście lat i umierał nie spotykając białych! Ja w 1948 roku pojechałem do wsi, w której byłem pierwszym księdzem od trzynastu lat.

Nie było nie tylko samochodów, ale i dróg. Jak sprowadzono pierwszy traktor do Chingombe, to przed górami trzeba było go rozebrać na części i Murzyni przenieśli go do Misji! Zresztą, do Chingombe drogi nie ma do dziś.

Dobrze, że poczta jakoś działa.

Pisałem bardzo dużo. Dzięki temu utrzymywałem kontakt z wieloma ludźmi na całym świecie. Teraz już nie daję rady. Wszystko, co do mnie przychodzi, czytam.

 

Wywiad powstał na podstawie listów księdza Kozłowieckiego do przyjaciół Pietruskich. (zbiory Fundacji im. ks. Kardynała Adama Kozłowieckiego „Serce Bez Granic”) oraz rozmowy Roberta Mazurka (Dziennik): Misjonarz z Afryki.

 

ks. Kardynał Adam Kozłowiecki – ur. 1 kwietnia 1911, jezuita, w czasie II wojny światowej więzień obozów Auschwitz i Dachau, po wojnie misjonarz w Rodezji Północnej (dzisiejszej Zambii), pierwszy metropolita Lusaki. Zmarł tamże 28 września 2007.